Criar uma Loja Virtual Grtis
Atlas film streaming bonne qualite

Nasza strona internetowa wykorzystuje cookies (pol. ciasteczka)

W celu sprawnego i szybkiego działania serwisu, zapewnienia wygody podczas jego przeglądania, dostosowywania funkcjonalności do indywidualnych potrzeb użytkowników, a także w celach statystycznych oraz reklamowych, używamy informacji zapisanych za pomocą cookies. Korzystanie z serwisu jest równoznaczne ze zgodą użytkownika na stosowanie plików cookies. Więcej informacji znajdziesz tutaj.

Lubimyczytać.pl - najlepsze recenzje książek

Atlas zbuntowany

7,97 ( 781 ocen i 133 opinie) Zobacz oceny

tytuł oryginału Atlas Shrugged

data wydania 6 maja 2008

liczba stron 1174

Co wprawia świat w ruch? Kim jest John Galt? Niszczycielem czy wyzwolicielem? Dlaczego musi toczyć wojnę nie ze swoimi wrogami, lecz z tymi, którzy najbardziej go potrzebują? Dlaczego najtrudniejszą bitwę toczy przeciwko ukochanej kobiecie? Jakaż to przyczyna sprawia, iż genialny przedsiębiorca zmienia się w bezwartościowego playboya, wielki przemysłowiec pracuje na rzecz własnego upadku.

Co wprawia świat w ruch? Kim jest John Galt? Niszczycielem czy wyzwolicielem?
Dlaczego musi toczyć wojnę nie ze swoimi wrogami, lecz z tymi, którzy najbardziej go potrzebują? Dlaczego najtrudniejszą bitwę toczy przeciwko ukochanej kobiecie? Jakaż to przyczyna sprawia, iż genialny przedsiębiorca zmienia się w bezwartościowego playboya, wielki przemysłowiec pracuje na rzecz własnego upadku, kompozytor porzuca karierę w noc swego triumfu, a piękna kobieta kierująca siecią kolei transkontynentalnych zakochuje się w mężczyźnie, któremu poprzysięgła śmierć? Zdumiewająca opowieść o człowieku, który postanowił zatrzymać silnik świata i uczynił to. Historia kryminalna, jednak nie o morderstwie dokonanym na ludzkim ciele, lecz o morderstwie i odrodzeniu ducha ludzkiego.

źródło opisu: http://www.zysk.com.pl/

źródło okładki: http://www.zysk.com.pl/

Trwa wyszukiwanie najtańszych ofert.

Mogą Cię również zainteresować

6,91 (5635 ocen i opinii)

Jan Karski. Jedno życie. Kompletna opowieść. Tom 2 (1939-1945) INFERNO
Waldemar Piasecki

9,33 (3 ocen i opinii)

Bang bang! Wystrzałowy samochód
Ian Fleming

8 (1 ocen i opinii)

8 (2 ocen i opinii)

Przesyłka
Sebastian Fitzek

7,73 (30 ocen i opinii)

Indeks szczęścia Juniper Lemon
Julie Israel

7,62 (13 ocen i opinii)

Światło, które utraciliśmy
Jill Santopolo

8,26 (147 ocen i opinii)

Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci. Historia Wandy Rutkiewicz
Anna Kamińska

„Świat, którego pragnęłaś, jest do zdobycia, istnieje, jest prawdziwy, jest możliwy, jest twój.”

Powieść niesamowicie wciąga, przywiązuje do siebie i zniewala. W równym stopniu porusza i uczucia, i umysł, i przekonuje do swojej filozofii. Jest jakby ostrogą dla umysłu i jakby uderzeniem w serce. Wobec takich książek nie można pozostać obojętnym.

Już w trakcie czytania miałam wrażenie, że czytam coś nowego, albo że czytam o czymś, o czym zawsze wiedziałam, ale wcześniej sobie tego nie uświadamiałam. Powieść bardzo mnie poruszyła – nie tylko swoją filozofią(manifestem), ale przede wszystkim interpretacjami, nawiązaniami, losem bohaterów, światem przedstawionym.

Powieść opisywała świat realny, świat rzeczywisty, jaki może powstać na Ziemi – a wizja przyszłości miała w sobie dużą siłę. To genialna antyutopia – jedna z najlepszych jakie znam. Przerażające było stopniowe pogrążanie się świata w chaosie, przerażające było zrównywanie ludzi. Polubiłam też wszystkich bohaterów. Szczerze.

„Świat, którego pragnęłaś, jest do zdobycia, istnieje, jest prawdziwy, jest możliwy, jest twój.”

Powieść niesamowicie wciąga, przywiązuje do siebie i zniewala. W równym stopniu porusza i uczucia, i umysł, i przekonuje do swojej filozofii. Jest jakby ostrogą dla umysłu i jakby uderzeniem w serce. Wobec takich książek nie można pozostać obojętnym.

Już w trakcie czytania miałam wrażenie, że czytam coś nowego, albo że czytam o czymś, o czym zawsze wiedziałam, ale wcześniej sobie tego nie uświadamiałam. Powieść bardzo mnie poruszyła – nie tylko swoją filozofią(manifestem), ale przede wszystkim interpretacjami, nawiązaniami, losem bohaterów, światem przedstawionym.

Powieść opisywała świat realny, świat rzeczywisty, jaki może powstać na Ziemi – a wizja przyszłości miała w sobie dużą siłę. To genialna antyutopia – jedna z najlepszych jakie znam. Przerażające było stopniowe pogrążanie się świata w chaosie, przerażające było zrównywanie ludzi. Polubiłam też wszystkich bohaterów. Szczerze martwiłam się o Dagny. Uważam, że przyjaźń Francisca i Reardena miała w sobie jakąś iskrę. Ale moim ulubionym bohaterem był Ragnar!:)

Genialne i wyjątkowe było spojrzenie autorki na kwestię grzechu pierworodnego – w całości podzielam zdanie, że kimkolwiek była istota żyjąca w raju, przed zjedzeniem owocu z drzewa poznania dobra i zła – na pewno nie była człowiekiem. Rozprawienie się z autorki z mitem o Robin Hoodzie to majstersztyk! Wspaniałe były nawiązania do mitologii i postaci tytanów: Atlasa, Prometeusza, a także legendy o Atlantydzie.

Najbardziej ujął mnie hołd złożony humanizmowi i człowiekowi, jako jednostce, która ma prawo do wolności, do dbania o własne szczęście i dobrobyt, do nieskrępowanego rozwoju, do dążenia do doskonałości. Cenię też nawiązanie do filozofii Arystotelesa czyli afirmacji rozumu, wywyższenia logiki, wreszcie nakazu, by zawsze sprawdzić przesłanki, na których opieramy wnioskowanie.

I nie wiem jak autorce się to udało, ale połączyła hołd złożony umysłowi i rozumowi z charakterem typowo romantycznym. Główny bohater ( o którym nie będę pisać za dużo, by nie spoilerować:) to przecież typowy romantyk: buntownik, idealista, jednostka wybitna, utalentowana, skupiona na własnych uczuciach, zdająca sobie sprawę z własnych uczuć, możliwości, talentu i siły. To romantycy, jako pierwsi, dostrzegli jednostkę w tłumie ludzi, w społeczeństwie, i jako pierwsi pomyśleli o tym, że marzenia i uczucia jednego człowieka są najważniejsze, ważniejsze niż wszystko inne. Dlatego tak ich lubię:)

Prawdą objawioną było dla mnie potępienie altruizmu, pojmowanego zarówno jako zachowania objawiające się poświęcaniem się dla innych, kosztem własnego dobra i kosztem własnych praw i uczuć jak i żądaniem takiego właśnie poświęcenia dla siebie od innych, bez żadnych racjonalnych przyczyn. Świetna była także kpina z pojęć tak nieostrych i niezrozumiałych jak: „dobro publiczne”, „dobro społeczne” – chyba zawsze, gdy państwu brakuje rozsądnych i logicznych powodów dla konkretnych decyzji, te słowa padają!

Wydaje mi się, że ta powieść coś we mnie zmieniła. Bardzo chciałabym poznać autorkę.

PS. Jest to powieść filozoficzna, manifest literacki – a zatem trzeba pogodzić się ze specyficzną konstrukcją bohaterów, stworzonych pod konkretne idee, z jasnym podziałem na bohaterów pozytywnych i negatywnych, co nawet zostało podkreślone w opisach ich wyglądu, wreszcie z monologami wewnętrznymi bohaterów czy ich przemowami.

PS.2 Ktokolwiek w życiu nazwie mnie egoistką, po tym jak uczynię coś dla siebie i własnego dobra, spojrzę na niego i nazwę go "kanibalem emocjonalnym".:)

Pani Ayn Rand ma Tezę. I będzie tę Tezę udowadniać. I udowadniać. Iiii udowadniać. W tym celu posłuży się kukiełkami - bo postaciami tego nie nazwę - dla wygody czytelnika bardzo wyraźnie podzielonymi na te dobre i te złe.
Subtelność? Odcienie szarości? Nie ma mowy. Przez całą lekturę czułam się, jakby autorka rytmicznie uderzała mnie w głowę cegłówką, radośnie wykrzykując: "Rozumiesz już, czemu mam rację? *łup* Jeszcze nie? *łup* A może teraz?" Coś czuję, że guzy zostaną mi na dłużej.

Przeczytałam, w końcu!!
I cóż to za książka.
NIESAMOWITA. WSPANIAŁA. ZACHWYCAJĄCA.
WIELKA.
I w środku i na zewnątrz. Po prostu "cegła", prawdziwa, formatem większa niż zwykła książka, ponad 1100 stron bitego tekstu, 1,5 kilograma „żywej wagi”.
Mimo to, czyta się ją lekko. Autorka potrafi zaciekawić i utrzymać przy książce czytelnika.

Proza Ayn Rand jest bardzo szczegółowa, zawiera piękne, realistyczne opisy najdrobniejszej rzeczy, przyrody, emocji, każdego uczucia, jakie rodzi się w sercu bohaterów:
„Zielononiebieskie szyny pędziły im na spotkanie niczym dwa strumienie wystrzelone z jednego punktu za horyzontem. (…) Dźwięk wypełniający kabinę wydawał się częścią przestrzeni, którą przemierzali (…) Druty telegraficzne ścigały się z pociągiem, wznosząc się i opadając od słupa do słupa, miarowym rytmem jak wypisane na niebie EKG bijącego równo serca.” (256,257 str.)
„Chwycił ją za ramiona. Była przygotowana na to, że ją zabije albo skatuje do nieprzytomności – i w.

Przeczytałam, w końcu!!
I cóż to za książka.
NIESAMOWITA. WSPANIAŁA. ZACHWYCAJĄCA.
WIELKA.
I w środku i na zewnątrz. Po prostu "cegła", prawdziwa, formatem większa niż zwykła książka, ponad 1100 stron bitego tekstu, 1,5 kilograma „żywej wagi”.
Mimo to, czyta się ją lekko. Autorka potrafi zaciekawić i utrzymać przy książce czytelnika.

Proza Ayn Rand jest bardzo szczegółowa, zawiera piękne, realistyczne opisy najdrobniejszej rzeczy, przyrody, emocji, każdego uczucia, jakie rodzi się w sercu bohaterów:
„Zielononiebieskie szyny pędziły im na spotkanie niczym dwa strumienie wystrzelone z jednego punktu za horyzontem. (…) Dźwięk wypełniający kabinę wydawał się częścią przestrzeni, którą przemierzali (…) Druty telegraficzne ścigały się z pociągiem, wznosząc się i opadając od słupa do słupa, miarowym rytmem jak wypisane na niebie EKG bijącego równo serca.” (256,257 str.)
„Chwycił ją za ramiona. Była przygotowana na to, że ją zabije albo skatuje do nieprzytomności – i w chwili, w której poczuła pewność, że i on o tym myślał, przyciągnął ją do siebie i zaczął całować z brutalnością, której nie osiągnąłby biciem.” (661 str.)

Autorka w mistrzowski sposób zaprezentowała portrety ludzi, ich marzeń i żądz, po prostu fenomenalnie stworzyła ten świat.
Dagny Taggart – piękna, inteligentna, silna bizneswoman, która nie boi się ryzykować i dzięki temu odnosi swój wielki sukces.
Hank Rearden – wynalazca, który po wielu latach badań stworzył swoją własną odmianę metalu lżejszego i bardziej wytrzymałego od normalnego.
W świecie zatopionym w pędzącym socjalizmie, tych dwoje łączy się przy odbudowie linii kolejowej. Wszystko jest piękne lecz nie na długo, gdyż władza skutecznie niszczy gospodarkę kraju, w którym przecież wszyscy muszą mieć po równo.
I właśnie o tym jest ta książka, o walce głównych bohaterów z systemem. Odrzuceni przez wszystkich, samotnie toczą bitwę, cały czas wierząc w swój zdrowy rozsądek.
Nie można również pominąć tajemniczego pytania: Kim jest John Galt?
Pojawia się i towarzyszy nam ono od samego początku, rozbrzmiewając na wszystkich niemalże kartach książki.
Galt – jest odzwierciedleniem mitycznego Atlasa - siłacza podtrzymującego na swoich ramionach sklepienie niebieskie.
Pragnie on, według własnego wzorca, odbudować świat, kiedy już zostanie doszczętnie zniszczony. [niestety tylko tyle mogę zdradzić ;)]

Jestem pod ogromnym wrażeniem twórczości Rand.
Powieść ta z pewnością pozostanie we mnie na długo.


„Książka powinna w duszy czytelnika wywoływać obrażenia.” /Emil Cioran/

Ta książka je wywołuje.

„Atlas zbuntowany”. Dlaczego inwersja? Może dlatego, że gdyby przymiotnik był jako pierwszy, tak jak to zazwyczaj występuje, kojarzyłoby się to za bardzo z tytułami takimi jak: „Ołowiany żołnierzyk” czy „Śpiąca królewna”. Do tego Atlas. Mitologiczna postać, może nie tak znana i nie tak często wspominana jak Zeus, Demeter czy Ikar, ale stanowczo jedna z najważniejszych. Przecież dźwiga na barkach cały świat! Czy ktoś to w ogóle docenia? Czy przychodzą do niego ludzie z podziękowaniami? A co by było gdyby Atlas ogłosił strajk? Zrobił sobie przerwę. Zbuntował się.

I właśnie o tym opowiada ta powieść. Nie, głównym bohaterem nie jest mitologiczna postać, a rzecz nie dzieje się w czasach, kiedy ludzie wierzyli w bogów raczących się nektarem na Olimpie. I nie, nie będę się zagłębiać w opowiadanie o czym jest książka Ayn Rand, w streszczanie fabuły, cytowanie dialogów bohaterów. Prędzej czy później okazałoby się bowiem, że nie ma to najmniejszego sensu. Poza tym.

„Atlas zbuntowany”. Dlaczego inwersja? Może dlatego, że gdyby przymiotnik był jako pierwszy, tak jak to zazwyczaj występuje, kojarzyłoby się to za bardzo z tytułami takimi jak: „Ołowiany żołnierzyk” czy „Śpiąca królewna”. Do tego Atlas. Mitologiczna postać, może nie tak znana i nie tak często wspominana jak Zeus, Demeter czy Ikar, ale stanowczo jedna z najważniejszych. Przecież dźwiga na barkach cały świat! Czy ktoś to w ogóle docenia? Czy przychodzą do niego ludzie z podziękowaniami? A co by było gdyby Atlas ogłosił strajk? Zrobił sobie przerwę. Zbuntował się.

I właśnie o tym opowiada ta powieść. Nie, głównym bohaterem nie jest mitologiczna postać, a rzecz nie dzieje się w czasach, kiedy ludzie wierzyli w bogów raczących się nektarem na Olimpie. I nie, nie będę się zagłębiać w opowiadanie o czym jest książka Ayn Rand, w streszczanie fabuły, cytowanie dialogów bohaterów. Prędzej czy później okazałoby się bowiem, że nie ma to najmniejszego sensu. Poza tym, komu chciałoby się to czytać? Ci, którzy zechcą sięgnąć po „Atlas. ” nie będą zadowoleni z opisu kolejnych zdarzeń, a tych którzy się nie zdecydują, nie będzie to zbytnio obchodziło. Powiem więc krótko, w kilku zdaniach o co tyle szumu.

Ayn Rand jako zwolenniczka osobistej filozofii obiektywizmu. Ayn Rand jako buntowniczka i pisarka. Powstało z tego ponad 1100 stron czegoś, co nie służy do czytania „do poduszki” ani do odstresowania się po ciężkim dniu. Pisarka przedstawia nam cały zastęp wybitnych jednostek, które wykorzystując swoje genialne umysły sprawiają, że świat staje się dla nas – zwykłych ludzi lepszym i bardziej rozwiniętym miejscem. Wybitni zapewniają nam bowiem transport nie tylko dla naszych ciał, ale także dla niezbędnej żywności, zapewniają nam elektryczność i wszystkie te rzeczy, bez których nie potrafilibyśmy się obejść. Poznajemy przemysły zajmujące się wydobywaniem miedzi, podpatrujemy koncern, którego właściciel i założyciel odkrywa po wielu latach pracy metal bardziej wytrzymały niż cokolwiek do tej pory, a do tego niewyobrażalnie lekki. Poznajemy od kuchni życie pracowników wielkiej sieci kolei transkontynentalnej. To jedynie ułamek tego, z czym zapoznaje nas powieść. Jednak z tłumu inteligentnych, pracowitych i, co również podkreślone – bogatych, wyłania się kilkoro bohaterów, na których skupia się powieść.
Misterna fabuła tkana przez Rand nie pozwala mi powiedzieć nic więcej. Czy będziecie chcieli po tych zaledwie paru zdaniach przeczytać powieść? Co innego mogłabym zrobić aby Was do niej zachęcić? Echo szyderczo odpowiada:
- Kim jest John Galt?
Od tego pytania rozpoczyna się powieść, to pytanie przewija się przez nią całą i to pytanie kryje w sobie jednocześnie odpowiedź na wiele innych pytań zawartych w książce. Te cztery słowa zwieńczone znakiem zapytania wyrażają bezradność i symbolizują wzruszenie ramion. Są pytaniem retorycznym, które kryje w sobie odpowiedź, że nie ma sensownej odpowiedzi.

Ayn Rand na pewno popisała się odwagą pisząc „Atlas zbuntowany”. Wygłosiła w nim mnóstwo długich monologów, po których znudzenie czytelnika – staje się akurat najmniejszym problemem. Wyraziła opinię, która wielu może szokować, a jeszcze więcej osób może się z nią nie zgodzić. No bo jak to? Dobro społeczne to zło? Nie warto poświęcać się dla innych, bo zdrowy egoizm to najlepsze czym może kierować się człowiek? Litość dla innych sprowadza same szkody? Ci, którzy głoszą, że pieniądze są złe, na pewno nie zdobyli ich pracą i uczciwością? Rand jest bezlitosna. Wygłasza wiele prawd i pozwala na wiele spraw spojrzeć zupełnie inaczej. Pokazuje, że wielu, których błędnie oceniamy jako bezlitosnych bogaczy, którzy zdobyli swoją fortunę niesłusznie, a teraz nawet nie chcą się nią dzielić, tak naprawdę zdobyło pieniądze wysiłkiem, wyrzeczeniami, a przede wszystkim docenieniem i wykorzystaniem własnego umysłu. Za jedną z ważniejszych i mądrzejszych tez, jakie stawia pisarka w swoim dziele, uważam twierdzenie, że teraz my mamy zerowe prawa do żądania od takiej jednostki, aby dzieliła się ze społeczeństwem tym, co zdobyła wyłącznie własnym wysiłkiem. Bo niby z jakiej racji? Na jakich niepisanych prawach? Nie wystarczy nam, że z osiągnięć tej osoby korzystamy na co dzień? Potrzebujemy jeszcze obelg pod jej adresem, znacjonalizowania dobytku takiej osoby i wymuszenia zrzeczenia się praw autorskich? Nonsens.
Opozycyjną grupą do jednostek wybitnych są tak zwani grabieżcy. Ludzie stojący na najwyższych szczeblach władzy, którzy zrobią wszystko, aby przejąć prawa do dobytków przemysłowców i ludzi, którzy swoją pracą zdobywają spory majątek. I tu pierwsza rzecz, która w „Atlasie. ” mnie razi. Totalne skrajności. Brak jakichkolwiek odcieni innych niż odcień zła i odcień dobra. Są dobrzy, wybitnie inteligentni ludzie, którzy wygłaszają mądre monologi i grabieżcy, którzy są na wskroś źli, chcą zabrać innym wszystko, a kiedy przychodzi do rozmowy, nie potrafią powiedzieć nic, co brzmiałoby choć w połowie tak inteligentnie jak to, co wydobywa się z ust ich rywali. Nierealnym jest, aby tak to miało właśnie wyglądać. Dobrzy równa się inteligentni, źli i kłamliwi równa się głupi, zagubieni i nie potrafiący manipulować słowem mówionym. Brak w powieści Rand zwykłych ludzi. Takich, którzy nie dorobiwszy się wielkiej fortuny, nie dysponujący umysłem na miarę wybitnego naukowca lub filozofa, nie są także złymi, niesprawiedliwymi pijawkami. Co z ludźmi, którzy żyjąc skromnie, nie domagają się jednocześnie jałmużny, ani nie zazdroszczą tym, którzy dysponują milionami, ponieważ wiedzą, że zasłużyli sobie na nie i co więcej, doceniają ich wkład w rozwój przemysłu i życia na ziemi? Takich ludzi w „Atlasie zbuntowanym” nie ma. Oczywiście rozumiem, że aby pokazać daną ideologię, wyłuszczyć ją słuchaczom, a co najważniejsze – przekonać ich co do jej słuszności, skrajności sprawdzają się najlepiej. Lecz ujmują powieści realności. Pozostaje także jeszcze jeden problem. Mianowicie, czy w ten sposób Rand nie zaprzecza sama sobie? Głosząc potęgę rozumu, zachwycając się możliwościami umysłu i zachęcając w każdym rozdziale do używania go, a także srogo przestrzegając przed stłamszeniem go przez innych. sama robi w swojej powieści to samo z umysłem czytelnika! Niby niepostrzeżenie, niby ukradkiem. ale jednak. Używając wielkich słów, posługując się wyłącznie skrajnościami przekonuje czytelnika, że jej ideologia jest bez skazy. Pytanie, czy robi to, aby faktycznie przekonać nas do swojej postawy, czy po to, abyśmy, według jej przykazań otworzyli umysł i sami, rozważając wszelkie za i przeciw wybrali własną drogę. Niestety obawiam się, że to pierwsze.

„Atlas zbuntowany” to wspaniała powieść. I piszę to bez cienia ironii. Posiada mankamenty, ale które dzieło ich nie posiada? Ludzie u Rand są dość jednowymiarowi, dzielą się na złych i dobrych, a przecież w życiu wcale nie jest to takie proste, prawda? Podobnie dzieje się z wszelkimi poglądami i ideologiami. Wykłady głównych bohaterów mogą wielu wydać się przydługie, zwłaszcza jeśli zobaczymy, że autorka często powtarza to, co zostało już powiedziane, choć operuje innymi słowami. Denerwuje fakt, że grabieżcy nie potrafią się wysłowić. Szybko wpadają w szał, bo nie wiedzą co powiedzieć, jąkają się, a usta zamyka im już pierwsze zdanie, które pada z ust jednostki wybitnej. Ma to podkreślić fakt, że nie mają racji, jasne, ale. czy musi to być tak dosłowne i przy tym tak nierealne? Z wieloma poglądami autorki możemy się nie zgodzić, a jednak jest to książka wspaniała. Czyta się ją naprawdę dobrze, choć język bywa wymagający. Nawet długie opisy szyn kolejowych potrafią przyciągnąć czytelnika na dłużej. Nie można odmówić Ayn Rand tego, że stworzyła coś, czego jeszcze nie było, odważyła się przedstawić teorię, którą wielu uzna za kontrowersyjną. Sprzeciwiła się podstawowym, choć niepisanym prawom życia w społeczeństwie i trzeba przyznać, że w wielu sprawach bywa na tyle przekonująca, że trzeba się z nią zgodzić. ”Atlas zbuntowany” otwiera oczy na wiele spraw, które do tej pory pozostawały bezdyskusyjne. Pyta, drąży i zaskakuje. Przestrzegam jednak czytelników, że Rand nie zostawia miejsca na własne odpowiedzi. Warto więc podczas lektury krytycznie spojrzeć także na filozofię głównych bohaterów, którzy przedstawieni jako nieskazitelni w powieści, w prawdziwym życiu byliby na pewno dużo bardziej prawdziwi, a więc i pełni wad, a także równie niedoskonali, co książkowi grabieżcy.
„Atlas zbuntowany” jest dużo trudniejszą książką, jeśli spojrzymy na nią nieco krytycznie. Wedy bowiem, otwiera się przed nami jeszcze więcej problemów, niż dostrzegają bohaterowie powieści. Jednak, czy nie to właśnie jest najbardziej pociągające w wybitnych książkach? Pozostawienie czytelnika z mętlikiem, który dopiero po odłożeniu lektury, sam musi sobie uporządkować zgodnie z własnymi przekonaniami. Rand co prawda pragnie jednoznacznie przeciągnąć czytelnika na swoją stronę. Udowodnić, że jej racja jest słuszna i niepodważalna. I w wielu sprawach ma rację. Jednak są także twierdzenia, które każdy musi rozpatrzyć według własnych kryteriów. Jakkolwiek zatem przekonująco wypadają słowa Ayn Rand, od czasu do czasu. zbuntuj się, czytelniku.

Po nitce od „Źródła”. Nitka jedwabna, delikatna. Oczekiwania niebotyczne. U kresu jest atlas. „Zbuntowany atlas”. Czy miał szansę sprostać wybitnej poprzedniczce?

I przykro mi bardzo. I nie wiem, czy to w ogóle możliwe. Czy książka mniej wybitna. czy ja za bardzo wyrobiona? Tak bardzo chciałabym oddać sprawiedliwość i tak bardzo nie potrafię. Poprzeczkę postawiłam tuż pod firmamentem, przeskoczyć nad nią mógłby tylko pegaz. Chyba. Sama nie wiem. Nie znam żadnego.

„Źródło” traktowało o idei, „Zbuntowany…” wziął na warsztat myśl ludzką przekutą w czyn. Dwa skrajne systemy. Trybuni - grabieżcy, którzy wiedzą lepiej co chce lód. I Arkadia, gdzie jedynym prawem jest rozum. Oba jednakowo utopijne. Zatrwożyło mnie jednak jedno spostrzeżenie. Z zainteresowaniem śledziłam rozkład świata pod przewodnictwem Tych co wiedza lepiej a nużyli mnie twórcy. System zmierzający ku zagładzie, rozkładający gospodarkę na łopatki, oparty na wielkich datkach socjalnych, na grabieży i rozkradaniu.

Po nitce od „Źródła”. Nitka jedwabna, delikatna. Oczekiwania niebotyczne. U kresu jest atlas. „Zbuntowany atlas”. Czy miał szansę sprostać wybitnej poprzedniczce?

I przykro mi bardzo. I nie wiem, czy to w ogóle możliwe. Czy książka mniej wybitna. czy ja za bardzo wyrobiona? Tak bardzo chciałabym oddać sprawiedliwość i tak bardzo nie potrafię. Poprzeczkę postawiłam tuż pod firmamentem, przeskoczyć nad nią mógłby tylko pegaz. Chyba. Sama nie wiem. Nie znam żadnego.

„Źródło” traktowało o idei, „Zbuntowany…” wziął na warsztat myśl ludzką przekutą w czyn. Dwa skrajne systemy. Trybuni - grabieżcy, którzy wiedzą lepiej co chce lód. I Arkadia, gdzie jedynym prawem jest rozum. Oba jednakowo utopijne. Zatrwożyło mnie jednak jedno spostrzeżenie. Z zainteresowaniem śledziłam rozkład świata pod przewodnictwem Tych co wiedza lepiej a nużyli mnie twórcy. System zmierzający ku zagładzie, rozkładający gospodarkę na łopatki, oparty na wielkich datkach socjalnych, na grabieży i rozkradaniu, wywoływał u mnie dreszcz emocji. Przecież nie jestem socjalistką, nie popieram sloganu „każdemu wedle potrzeb”, to i owo widziałam, inne sobie dopowiedziałam.

Tylko, że ten świat myśli ludzkiej, świat dóbr, bogactwa był taki jałowy, taki idealny, taki przewidywalny. Taki NUDNY. Jestem zwykłym człowiekiem. Stagnacja, dłużyzna, marazm wytracają mnie z równowagi. Szukam wtedy dziury w całym, Choćbym spała na puchu i czesała się złotym grzebieniem. Wiercę się i szukam „dobrej zmiany”. O Boże! NIEEEEE.

Ale tak zupełnie poważnie, to chyba wolę gdy Ayn Rand jest pisarką niż filozofką. Z zapartym tchem śledziłam rozwój uczuć, przewalanie się wielkich emocji, starcia gigantycznych namiętności. Czułam gorąco i kaskady iskier. W opisach świata, ludzi, przedmiotów, widziałam wielką prawdę. Współczułam i odczuwałam triumf. Ale cała ta ideologia… jak dla mnie podana w zbyt bajkowy sposób, zbyt jednostronna. Ludzie są źli, są i dobrzy ale rzadko jednowymiarowi.

Od Ayn Rand chciałam prawdy. Ot i stałam się ofiarą własnych oczekiwań.

Prawie 1200 stron. Wiele postaci. Ideologia. Filozofia. Pociągi. W tle emocje wszelakiej maści. Autorka podziwiana przez lata, przez miliony. Dla mnie twórczyni pewnego pomysłu. Z pewnością napisała kolejną „ogromną” powieść.
Niestety nie jest ona dla mnie. Nie ten klimat, środowisko i bohaterowie, którzy niosą sztandarowe hasła i wygłaszają deklaracje. Powieść o sile ludzkiej i możliwościach jednostki oraz działaniu grup interesów. Powieść „ruchu”. Nic tu nie odpoczywa i nie napawa się pięknem świata. Chyba, że pięknem maszyn, wytrzymałością metali i kolorem rudy. Ruch daje siłę i zmienia oblicze bohaterów. Ta powieść pędzi i tylko czasami zwalnia, zatrzymuje się – jak pociąg na stacji. Ktoś wysiada, ktoś wsiada. Siła działania jest niepowstrzymana. Może zmieniać kierunki. Raz przegrana, raz wygrana. Jednak pojawia się John Galt. Postać – symbol. Hamulcowy, a może przyczyna ruchu?

Ayn Rand z pewnością napisała dzieło monumentalne i ważne, nie tylko dla literatury. Nie można go.

Prawie 1200 stron. Wiele postaci. Ideologia. Filozofia. Pociągi. W tle emocje wszelakiej maści. Autorka podziwiana przez lata, przez miliony. Dla mnie twórczyni pewnego pomysłu. Z pewnością napisała kolejną „ogromną” powieść.
Niestety nie jest ona dla mnie. Nie ten klimat, środowisko i bohaterowie, którzy niosą sztandarowe hasła i wygłaszają deklaracje. Powieść o sile ludzkiej i możliwościach jednostki oraz działaniu grup interesów. Powieść „ruchu”. Nic tu nie odpoczywa i nie napawa się pięknem świata. Chyba, że pięknem maszyn, wytrzymałością metali i kolorem rudy. Ruch daje siłę i zmienia oblicze bohaterów. Ta powieść pędzi i tylko czasami zwalnia, zatrzymuje się – jak pociąg na stacji. Ktoś wysiada, ktoś wsiada. Siła działania jest niepowstrzymana. Może zmieniać kierunki. Raz przegrana, raz wygrana. Jednak pojawia się John Galt. Postać – symbol. Hamulcowy, a może przyczyna ruchu?

Ayn Rand z pewnością napisała dzieło monumentalne i ważne, nie tylko dla literatury. Nie można go lekceważyć, ani umniejszać jego znaczenia. Ale też i wywyższać. Czytając powieść o „zbuntowanym Atlasie” często myślałam jak wyglądałaby bez tej filozoficznej, „duchowej” otoczki. Bez idei o tym, że umysł ludzki jest źródłem pracy. Gdyby to była powieść tylko o uczuciach. O Dagny. O Francisco. O Hanku. Ale nic z tego….

Ta książka, to historia „strajku ludzi umysłu” (str. 753). Ludzi, którzy dźwigają świat na swych barkach i którzy stwierdzili, że już wystarczy. Inni mogą strajkować – oni też to uczynią. A wiadomo, że nie można zwolnić się z myślenia☺.
Każdy z bohaterów coś lub kogoś porzucił, zostawił i dołączył do strajku. Nie pozwolił, by inni mogli czerpać korzyści z pracy jego umysłu, z jego kompetencji i umiejętności, z wiedzy. Bohaterowie stworzyli samowystarczalna dolinę i czekają, co świat „zewnętrzny” zrobi bez nich. „Wielcy” wrócą, by zbudować go od nowa. Co czeka „grabieżców”? Utopia? Inna rzeczywistość?

„Ofiary podjęły strajk” ( str. 754) i zobaczymy co z tego wyniknie. Kto i co jest ważne w życiu.

Książka – manifest, prośba o perfekcję. Dzieło dla koneserów.

Recenzja będzie chaotyczna, bo i chaotycznie powieść była czytana. W ciągu dwóch i pół roku niewiele zapomniałem, ale to co się działo i w treści, i w świecie rzeczywistym, doprowadziło do tego, że wiele rzeczy, o których miałem wspomnieć, mogło mi zupełnie wyparować.

Tak! Dwa i pół roku zajęło przeczytanie mi tej książki. Prawie 1200 stron. Mały druk, wielkie gabaryty. Zanim jednak zacznę opowiadać o tym, jak do tego doszło, z lekka wezmę na warsztat całą otoczkę, która się uaktywnia i zaczyna interesować potencjalnego czytelnika, zanim jeszcze zobaczy, jakie tomiszcze musi trzymać w ręku.

Chlubą tego tytułu i największym zainteresowaniem budzi "fakt", że w Stanach Zjednoczonych jest to najczęściej czytana książka, zaraz po Biblii. Jeśli jest ona tak czytana, jak Biblia, to można te słowa rzucić w kąt. Ayn Rand to autorka, która musiała widocznie napisać coś, czego ludzie potrzebowali. Jeżeli Pismo Święte pokazuje, jak żyć kochając bliźniego swego, to co musi pokazywać "Atlas.

Recenzja będzie chaotyczna, bo i chaotycznie powieść była czytana. W ciągu dwóch i pół roku niewiele zapomniałem, ale to co się działo i w treści, i w świecie rzeczywistym, doprowadziło do tego, że wiele rzeczy, o których miałem wspomnieć, mogło mi zupełnie wyparować.

Tak! Dwa i pół roku zajęło przeczytanie mi tej książki. Prawie 1200 stron. Mały druk, wielkie gabaryty. Zanim jednak zacznę opowiadać o tym, jak do tego doszło, z lekka wezmę na warsztat całą otoczkę, która się uaktywnia i zaczyna interesować potencjalnego czytelnika, zanim jeszcze zobaczy, jakie tomiszcze musi trzymać w ręku.

Chlubą tego tytułu i największym zainteresowaniem budzi "fakt", że w Stanach Zjednoczonych jest to najczęściej czytana książka, zaraz po Biblii. Jeśli jest ona tak czytana, jak Biblia, to można te słowa rzucić w kąt. Ayn Rand to autorka, która musiała widocznie napisać coś, czego ludzie potrzebowali. Jeżeli Pismo Święte pokazuje, jak żyć kochając bliźniego swego, to co musi pokazywać "Atlas zbuntowany"? Dążę tu do stwierdzenia, że książka równie dobrze może konkurować z takimi bestsellerami, jak: "Nie potrafię schudnąć", czy "Jak skutecznie rzucić palenie?". Poradniki, które nic nowego nie mówią, ale złaknionym odmienności i duchowego przewodnika dają chwilowe poczucie własnej wartości, do momentu odłożenia drewienka (papieru) na półkę. Myśl ta przyszła do mnie w trakcie czytania "Atlasu", a nie przed. Prawda jest taka, że poszerzyłem grono czytelników złapanych na otoczkę, a nie na chęci przeczytania tej cegły. Inna sprawa, że samo słowo "czytana", jest dla mnie równoznaczne ze słowem "zaczęta". Ale przejdźmy do fabuły.

W skrócie, w USA jest multum wybitnych jednostek. Wspaniali bankierzy, przemysłowcy i naukowcy. Tworzą i czerpią z tego profity. Pewnego dnia, kilku bardzo ważnych urzędasów, stwierdza, że dla dobra społeczeństwa wszystko, co zostało wyprodukowane przez tych mistrzów umysłu, powinno być przekazane Ameryce, a co za tym idzie, dla każdego towarzy. tfu, obywatela. Osoby pokrzywdzone, w większości przez zastraszenie, oddają prawa do swoich dzieł i znikają. Inni, pierw niszczą cały swój dorobek i znikają. Dochodzi do sytuacji, kiedy cały kraj topi się w nędzy, ponieważ nie ma maszynistów do kontrolowania całego urządzenia. Nasuwają się pytania: Dlaczego? Gdzie uciekli? Kto podsuwa im pomysł? I te "najmądrzejsze", które jest niczym strzelba wisząca na ścianie: Kim jest John Galt?

Streściłem, jakieś 800 stron książki! Pozostało jeszcze 400, które dam sobie spokój opisywać. Kiedyś czytałem komiks "Watchmen", gdzie była pewna wyspa z ludźmi, którzy byli "naj" w swojej dziedzinie. Już po 300 stronach doszła do mnie taka myśl, że chyba "Atlas" i komiks mają kilka cech wspólnych.

Dlaczego tak, długo musiałem to czytać? Są tego dwa powody: wydanie i autorka. To co trzymałem w ręku jest tak wielkie, że żeby przenieść ją z punktu A do B, trzeba mieć nie tylko krzepę, ale także miejsce. W podróż nie weźmiesz. Do autobusu też nie. Po jakimś czasie zastanawiasz się, czy do teczki włożyć laptopa, czy "Atlas". W końcu nawet się nie zastanawiasz i zostawiasz cegiełkę w domu. Jeśli 80% dnia spędzam poza domem, to nie mogę paradować z paczką w ręku. Nawet jeśli mam czas w trakcie pracy, żeby sobie coś poczytać, to przez gabaryty rezygnowałem z czytania "Atlasu", na rzecz mniejszej książki. W między czasie, od dnia rozpoczęcia mojej podróży z powieścią do jej ukończenia przeczytałem, co najmniej, 49 książek! Nie próżnowałem. A można było inaczej ją wydać, w trzech tomach, tak jak podzielona jest na trzy części w środku. Ale dobra, niech im będzie.

Drugi powód to sama autorka. Takiej marudy już dawno nie czytałem. Sama fabuła to historia na maksimum 300-400 stron. W przypływie chęci wykazania się elokwencją i inteligencją, można dołączyć wstawki elokwentne i inteligentne, więc dajmy maksimum 500 stron. Ale trzymałem w ręku prawie 1200! Z czego to wynika? A wyobraźmy sobie, że na bankiecie korporacyjnym, przy stole, wybierając czym będę wymiotować po imprezce: kawiorem, czy ciasteczkami, przychodzi uosobienie ideału, mężczyzna, który zaczyna rozmawiać. Rozmawia sobie sam do siebie, przez kilkanaście stron i uświadamia wszystkim, że ludzie to głupcy, bez talentu i własnej woli. I gada tak, a wszyscy sobie słuchają i przerwać mu nie potrafią. "No bo on tak ładnie opowiadał".

A teraz wyobraźmy sobie, że ten inteligentny bełkot jest w pociągu, w łóżku, w hotelu, w taksówce, przed seksem i po, w więzieniu, z bratem i bez, na peronie, na budowie, w samolocie, na przyjęciu, po przyjęciu, rozebrani czy też nie. Z kobietą, mężczyzną, z wojskowym i Murzynem, z jego żoną, matką, no i bratem, oddzielnie i przy kolacji, patrząc w okno, w myślach. DOSYĆ. WIEM, ROZUMIEM! Tak, jak Biblia mówi kochaj bliźniego swego, tak "Atlas" mówi, kochaj siebie samego, bądź egoistą, wszystko co osiągnąłeś jest Twoje i kochaj to, bo to tylko dzięki Tobie!

I muszę odstawić książkę, bo przeczytałem dopiero 50 stron, a mam dosyć tej samej gadki w tych różnych okolicznościach. Biorę coś lżejszego, Fleminga, albo tego nieszczęsnego Coelho, i używam sobie na nich. Cała frustracja wylana na autora, później coś przeczytać dla przyjemności. Życie jest piękne! Ale przez cały czas po głowie mi coś łazi, nie daje spokoju, mam na sumieniu jedną książkę, której jeszcze nie przeczytałem. I siedzę w domu, trzymając w rękach książkę, na którą mam chęć od paru tygodni i muszę ją odłożyć. "Bo kurwa, Atlas!". I znów ten sam schemat, początek nowego podejścia idzie gładko, by po kilkudziesięciu stronicach rzucić powieść w furii.

Po jakimś czasie, zacząłem oceniać nie samą książkę, a kowala, który wykowalił to dzieło. Wszystkie te inteligentne teksty musiały być tworzone chyba z jakichś wyrzutów sumienia. Całość tych monologów wygląda tak, jakby ktoś nie mógł się pogodzić z tym, że nie dano mu czasu na powiedzenie tego co myśli. O co mi chodzi? Wyobraźmy sobie, że Ayn Rand poszła na urodziny swojej koleżanki i ktoś do niej powiedział coś niemiłego. Ona w tym momencie otwiera jadaczkę, i pragnie wygłosić swoją tyradę, pełną wspaniałych tekstów, które powodują, że przystojni mężczyźni widzą w niej obiekt seksualnych westchnień, kobiety z zazdrością patrzą na jej mózg przez pryzmat poruszających się warg. Głos zaczyna: "Głupi ten, co głupio robi". Ale efekt był nie taki, jakiego się spodziewała. Ledwo dokończyła swoje pierwsze zdanie, które było początkiem jej potoku myśli na trzynaście stron, a ktoś jej przerwał i wszyscy wpadli w śmiech. Urażona Rand wróciła, obrażona na cały świat, do swojego mieszkania i zaczęła krążyć po nim, układając monolog, który chciałaby wtedy wygłosić. Rozdzierając tekst na części, dodając nowe szczegóły, kasować i wklejać pewne wyrażenia. Aż pełna błogostanu położyła się do łóżka, bo się wyżyła po wsze czasy. Spisała swoje teksty na kartkę papieru, gdzie stworzone przez nią postacie nie będą przeszkadzać jej w tej najważniejszej chwili, podczas urodzin jej koleżanki.

I poważnie tak myślę, że Ayn musiała mieć straszne kompleksy na punkcie niedocenienia i pogardy ze strony jej znajomków, którzy pewnie nią nie gardzili, a jedynie nie stawiali jej w centrum uwagi z najzwyklejszych powodów.

Ale skłamałbym w jednym. Nostalgia mnie ogarnia przez ten wysiłek, przez to, co czytałem i to, co kątem oka widziałem w świecie rzeczywistym.

Czytałem ostatnie rozdziały podczas protestów w sprawie ACTA, jedno na drugie się nachodziło. Walka z rządem, bunt przeciwko ingerencji w życie szarego człowieka. Składam z liter wyrazy w "Atlasie" o wojnie między społeczeństwem, a klasą rządzącą. W telewizji widzę ACTA.

Widzę, jak trudno znaleźć pracę. Studia to studnia, w którą się wpada i traci czas na próby wydostania się z niej. Marzenia o odzyskanym czasie. Czytam w "Atlasie" o upadku inteligencji, egoizmu i egocentryzmu.

Widzę kątem oka. Mój pierwszy poważny związek, który zmierza ku dobremu. Czytam o Dagny i jej relacjach z Galtem.

Widzę. Opisy na każdym kroku. Na GG, na Facebooku. "Życie jest piękne". "Kocham swoich przyjaciół". "W 100% szczęśliwa". A czytam o obłudzie, kłamstwie, by nie spojrzeć tylko sobie prosto w oczy, w lustro i stwierdzić przed samym sobą: "Spieprzyłam!".

Widzę. Katastrofę w Smoleńsku. Czytam o mostach, które runęły, wypadki kolejowe, upadek gospodarki.

Widzę. Związki, które padły. Czteroletnie, czy pięcioletnie? On wydaje swoje ostatnie oszczędności, by ją uszczęśliwić, ona potrzebuje wolności, choćby i za cenę własnego JA. Kontrolowana przez swoją matkę, która wetuje wszystko to, co dobre między nimi. Na rzecz JEJ "wolności"! Czytam. Związek Reardena ze swoją żoną i mieszającą się we wszystko matkę.

Widzę. ("DOSYĆ. WIEM, ROZUMIEM!").

I tyle! To były dziwne dwa i pół roku. Wielu rzeczy się nauczyłem, wiele się zmieniło. Jak mam ocenić książkę, która mnie wymęczyła, jak nic do tej pory. Przeczytajcie, ale może streszczenie. Wyzute już z tych opisów. Miło będę wspominał "pracę" z tą powieścią, bo był to bardzo ciekawy czas. Ale nigdy więcej Ayn Rand i jej książek!

Jest mi przykro, że daję tylko tyle gwiazdek, bo uważam tę autorkę za jedną z inteligentniejszych pisarek.
Niestety daleko tej książce do „Źródła”…
W „Źródle” to była rywalizacja pomiędzy niebywałymi intelektualistami, konflikt wielkich osobowości.
Tutaj kilku niesamowicie zdolnych i mądrych ludzi przeciwstawia się masie głąbów, nieudaczników i bezmózgowców… Co prawda autorka zwraca tym właśnie uwagę na fakt, co czeka społeczeństwo, w którym tacy ludzie dojdą do władzy … i nawet byłabym w stanie to zaakceptować, gdyby Rand nie wplotła tu kilku scen rodem z bajek … i długich wywodów filozoficznych, które mnie po prostu nużyły …

Może trochę za bardzo krytykuję tę powieść, ale jestem zła na autorkę, że przy takim talencie i takim potencjale. jaki ta książka posiada za bardzo wszystko zagmatwała i stworzyła ogromny monument, który z czasem zaczął męczyć swoją wielkością i wbijaniem do głowy czytelnika tych samych treści.

To co wciąż robi wrażenie to niebanalne dialogi i wykreowanie.

Jest mi przykro, że daję tylko tyle gwiazdek, bo uważam tę autorkę za jedną z inteligentniejszych pisarek.
Niestety daleko tej książce do „Źródła”…
W „Źródle” to była rywalizacja pomiędzy niebywałymi intelektualistami, konflikt wielkich osobowości.
Tutaj kilku niesamowicie zdolnych i mądrych ludzi przeciwstawia się masie głąbów, nieudaczników i bezmózgowców… Co prawda autorka zwraca tym właśnie uwagę na fakt, co czeka społeczeństwo, w którym tacy ludzie dojdą do władzy … i nawet byłabym w stanie to zaakceptować, gdyby Rand nie wplotła tu kilku scen rodem z bajek … i długich wywodów filozoficznych, które mnie po prostu nużyły …

Może trochę za bardzo krytykuję tę powieść, ale jestem zła na autorkę, że przy takim talencie i takim potencjale. jaki ta książka posiada za bardzo wszystko zagmatwała i stworzyła ogromny monument, który z czasem zaczął męczyć swoją wielkością i wbijaniem do głowy czytelnika tych samych treści.

To co wciąż robi wrażenie to niebanalne dialogi i wykreowanie postaci Dagny, Francisca, Reardena. Galta

Na pewno trzeba zapoznać się z twórczością Ayn Rand i przeczytać przynajmniej jedną z jej książek. Osobiście bez wahania polecałabym jednak „Źródło” zamiast „Atlasu”.